Kruklanki - most na dawnej linii do Olecka

Historia dróg żelaznych;

Moderatorzy: Sebastian Marszał, bastard

Awatar użytkownika
lyck
InterCity
Posty: 340
Rejestracja: 15 paź 2004, 22:25
Lokalizacja: Warszawa

Kruklanki - most na dawnej linii do Olecka

Post autor: lyck »

Na monografie stacji czasu póki co brak. Pozostaje mi więc wydusić parę chwil na opisy pojedynczych obiektów jak choćby wspomnianego mostu z bliskiego sąsiedztwa byłej stacji w Kruklankach. Nie jestem w tym pierwszy (vide posty i strony CM czy artykuł LL w jednym z ŚK), ale chyba warto wracać do tematu, szczególnie że ciągle wypływają nowe zdjęcia m.in. z głębin serwisów aukcyjnych. Most, choć niezbyt wysoki (ok. 16-17 m nad lustrem wody) i istniejący w drobnym fragmencie jest z wielu względów ciekawy. Mimowolnie stał się królikiem doświadczalnym techniki saperskiej z I połowy XX w. Zapłacił za to straszną cenę i dziś jest cieniem dawnej budowli. Jego budowa musiała zacząć się w 1907 r., a ukończyć przed 15 września 1908 r. - w tym dniu oficjalnie otwarto linię Kruklanki - Olecko (Kruglanken - Marggrabowa). Co ciekawe, w tym samym dniu otwarto też linię Pisz - Dłutowo. Budowla stoi nominalnie w okolicy wsi Grądy Kruklaneckie (na mapie "Kruklańskie") zaledwie 2,1 km od budynku stacji Kruklanki (idąc po dawnym torze):

Obrazek

Mapka po lewej jest z połowy lat 20-ych., a po prawej z lat 80-ych. Oczywiście dziś nie ma już żadnych szyn na samej stacji. Patrząc na mapę (prawie) współczesną ma się wrażenie jakby tor i most dalej istniały. To złudzenie, bo na mapie jest zaznaczone tylko "torowisko nieużytkowane" i to błędnie, bo brakuje przerwy na miejscu mostu. Most zbudowano na przecięciu z niewielkim ciekiem, po wojnie nazywanym rzeką Sapina. Wbrew tej nazwie nie jest to rzeka a sztucznie przekopany kanał. Na mapie i w terenie widać, że jego równe i proste brzegi zbudowano ludzką ręką. Trzy i pół kilometrowy kanał powstał w wyniku melioracji z lat 1841-1851. Połączono jez. Kruklin z wielkim jez. Gołdopiwo i spuszczono cześć wody z jez. Kruklin. W ten sposób uzyskano żyzne łąki. Na mapce nie widać jez. Kruklin a tylko malutkie jeziorko nazwane "Patelnia". Ciekawe czy miejscowi używają tej nazwy? Most jest odwrócony względem osi stacji o kąt blisko 120°, a więc prowadzący do niego tor musiał zatoczyć stosowny łuk. Promień tego łuku to równe 500 m. Okolica była i jest bardzo urokliwa, a most z 5 łukami pięknie się w nią wpisywał:

Obrazek

Widok w kierunku południowym z ok. 1910/1911 roku. Nasypy zdążyły już porosnąć trawą. W ten sielski obrazek brutalnie wkroczyła wojna z sierpnia 1914 r. Jej wynikiem było wysadzenie 2 zachodnich łuków mostu i budowa okopów na pobliskich wzgórzach:

Obrazek

Widok na północ. Ręcznie kolorowana litografia pokazuje most w kolorze cegły i jest prawdopodobne, że pierwszy most miał klasyczną ceglaną konstrukcję. Kto most wysadził? Najprędzej Prusacy już w sierpniu 1914 r. (wg CM: 20.08.1914). Destrukcyjne działania Rosjan w trakcie odwrotu zimą 1915 r. tylko dopełniły obraz zniszczeń. W każdym razie most został przerwany a z nim cała linia:

Obrazek

W miejscu wysadzonego przęsła widać wielką stertę drewna - wygląda, że chodzi tu o wtórne wysadzenie prowizorycznego filaru. Taki filar musieli więc postawić Rosjanie i przy odwrocie go wysadzić, a to oznacza, że jeszcze wcześniej ceglany filar wysadzili pruscy pionierzy. Kolejna prowizoryczna odbudowa trwała ponad miesiąc. Na okolicznych liniach (Węgorzewo-Gołdap, Gołdap-Olecko) ruch wznowiono już 20 lutego 1915 r. Szlak Kruklanki - Olecko musiał poczekać do 4 kwietnia - do tego czasu trwała zapewne naprawa mostu:

Obrazek

Obrazek

Drewniany filar ma wspornik oparty o sąsiedni ceglany. Filary tego mostu miały charakterystyczną kamienną licówkę (granitowe wstawki) na krawędziach - chroniła ona cegły np. przy spływie lodów wiosną. Łuki przęseł i wnętrza filarów wyglądają na czysto ceglane. Prawdopodobnie ceglany filar odbudowano jeszcze przed końcem 1918 r. - takie przeprawy miały w czasie wojny priorytet odbudowy. Na tym jednak sprawa naprawy się nie skończyła. Zniszczenie 2 łuków od zachodu na tyle zaburzyło statykę budowli, że nawet nowy filar nie gwarantował bezpieczeństwa ruchu. Prawdopodobnie pojawiły się rysy na pozostałych łukach lub filarach. W 1923 r. (a może wcześniej) zdecydowano rozebrać cały most i zbudować go od nowa! Sytuacja musiała być paląca, bo inwestycję rozpoczęto mimo, że latem 1923 r. przypadł szczyt ówczesnej hiperinflacji w Niemczech. Pieniądz tracił na wartości w oczach. 9 lipca jedno jajko w Berlinie kosztowało 800 marek, takie samo jajko 2 grudnia było już warte... 320 miliardów (to nie pomyłka) marek! Za 1 dolar płacono tego dnia 4,21 biliona marek. Wypłaty pracownicy odbierali z banków niosąc kosze i walizki pełne papierowych banknotów. Oczywiście szybko biegli do sklepów by cokolwiek za nie kupić, bo jutro kupiliby o połowę mniej towarów. Hiperinflacja wynikała bezpośrednio z kosztów prowadzenia wojny. Były one kosmiczne, a wydawane pieniądze dosłownie puszczano z dymem - jak to na wojnie. Każda że stron myślała, że ją wygra i koszty przerzuci na przegranego. Przegranym okazały się m.in. kajzerowskie Niemcy, więc musiały spłacać horrendalne reparacje + spłacić długi wobec własnej ludności, która wydatnie finansowała państwowe pożyczki wojenne. Balon z długów pękł po 5 latach, rząd nie mając wyjścia skupił się już tylko na dodruku pieniądza z coraz większą ilością zer na banknotach, a w gospodarce wrócił do łask handel wymienny. Kres inflacji położyli... Amerykanie. Wraz z Anglikami i Francuzami zrozumieli, że rujnowane inflacją Niemcy nie są w niczyim interesie i tylko wzmocniony gospodarczo kraj jest w stanie płacić reparacje. Wsparli więc finansowo fundusz stabilizujący nową rajchsmarkę w 1924 r. Hiperinflacja zniknęła z horyzontu, ale stres z nią związany zapamiętano i później m.in. ta pamięć utorowała Hitlerowi drogę do władzy. Żebyście nie myśleli, że to bajka o żelaznym wilku, która się więcej nie powtórzy - istnieje kraj w którym taka sama, albo i lepsza inflacja panuje i dziś. Ten kraj nazywa się... Zimbabwe i był jeszcze 30 lat temu najbogatszym krajem Afryki obok RPA. Ale wówczas nazywał się Rodezja. Do władzy doszedł jednak niejaki Robert Mugabe, przegonił białych farmerów a ziemię rozparcelował między ziomków. I co? Gospodarka upadła, bo ziomkowie nie chcą lub nie umieją pracować, a inflacja rozkwita. Tłuste od kolejnych zer banknoty Zimbabwe drukują się w... niemieckiej mennicy. Oczywiście Mugabe płaci za nie miliony euro. Tak to jest, gdy proste emocje wygrywają z rozumem. Trochę zboczyłem z tematu, więc pora wrócić do mostu. Rozbiórkę starego mostu prowadzono w dość brutalny sposób:

Obrazek

Jak widać górną część mostu wysadzano w powietrze. Nie wiadomo dlaczego nie wysadzono całego mostu. CM sugerował w swoim opisie, że rozbiórka zatrzymała się na tym etapie i nowy most powstał na bazie starych łuków i filarów. Nie jest to wykluczone, ale bardziej prawdopodobna jest całkowita rozbiórka aż do fundamentów. Tylko tak można usunąć naprężenia na filarach. Poza tym jak się burzy górę mostu przy pomocy materiałów wybuchowych to trudno nie naruszyć łuków i filarów poniżej. Swoją drogą ciekawe czym płacono robotnikom w tym gorącym okresie? Sterta banknotów na prowincji i z daleka od sklepów była jeszcze mniej warta niż w mieście...
Nowy most sylwetką przypominał stary, ale technologia budowy była już inna:

Obrazek
Obrazek

Cegłę zastąpił żelbet. Prace mają się ku końcowi, nad placem budowy góruje wiecha na maszcie, rusztowania jeszcze nie zdjęte. Robotnicy pozują do zdjęcia. Most zyskał nowy element ozdobny - owalne otwory między łukami. Odbiór mostu wiązał się z próbnym obciążeniem:

Obrazek

Na tym porównaniu widać jak żałosne są istniejące do dziś resztki. Na starym zdjęciu z 1924 r. nasypy z obu stron mostu są świeżo usypane i jeszcze bez trawy. To potwierdza budowę przyczółków od podstaw. Za obciążenie służą 2 maszyny pruskiej serii G10:

Obrazek

Te ciekawe parowozy przyjechały z parowozowni w Węgorzewie (Bw Angerburg, jej hala ciągle stoi) i należały do stosunkowo licznej serii na terenie Prus Wsch. Praktycznie w każdej parowozowni można było je spotkać, też np. w Prostkach, Ełku czy Gołdapi. Po 1925 r. pruskie G10 oznaczono w Niemczech serią 57 (BR57):

Obrazek

PKP miały przed wojną 85 sztuk tych maszyn, oznaczonych jako Tw1. Ale w ich numeracji była dziura(!) między Tw1-55 a Tw1-71. Największy numer nosiła więc maszyna Tw1-100. Po 1945 r. ilostan wzrósł do 141 maszyn. Były to bardzo trwałe i niezawodne parowozy, a ich ostatnie egzemplarze wycofano z ruchu dopiero w latach 70-ych. W pięknej monografii magistrali węglowej jest kilka zdjęć Tw1 w czynnej służbie. Od niedawna jest też dostępny model pruskiej G10 w skali H0 z polskimi oznaczeniami. Parowozy tej serii mimo dużej użyteczności miały tez pare uporczywych wad. Brak osi tocznych ograniczał prędkość maks. do 60 km/h. Powyżej 45 km/h pojawiało się silne wężykowanie poważnie zwiększające zużycie szyn. Również zużycie obręczy pierwszej i ostatniej osi było o wiele szybsze niż w maszynach z 4 osiami napędowymi (PKP: Tp3, Tp4) nie mówiąc o nowszych parowozach z przednią osią toczną (np. wszystkie Ty). Wady te, przy dość skromnym natężeniu ruchu towarowego na Mazurach, nie były zbyt istotne, szczególnie że BR57 mieściły się na ciągle licznych obrotnicach 16-metrowych. Można je było obrócić nawet w małych Kruklankach gdzie wówczas istniała 2-stanowiskowa parowozownia z przyległą obrotnicą 16 m. W ruchu utrzymały się do zgonu dyrekcji w styczniu 1945 r.

Ponownie wracam do mostu. Przez 10 lat (1914-1924) ruch pociągów z Kruklanek do Olecka był wielokrotnie wstrzymywany przez kolejne wysadzenia i odbudowy. Nowy most przetrwał następne 20 lat. Nastała względna stabilizacja i wróciły sielskie widoczki:

Obrazek

Dziś ciężko by było tak popłynąć - kanał jest mocno zarośnięty. Owalne otwory dają dość osobliwy efekt, ale czynią konstrukcję optycznie lżejszą.

Obrazek

A tu pociąg to chyba wycinanka z papieru. Autor pocztówki wolał zrobić retusz z niby-pociągiem niż poczekać na pociąg i strzelić podobną fotkę w realu. Wagony z wejściem tylko na jednym końcu chyba nigdy nie powstały...

W połowie stycznia 1945 sielanka definitywnie dobiega końca. 13 stycznia zaczyna się ofensywa Rosjan, front jest dziurawy jak sito, nie ma komu bronić Prus, bo większość dywizji Wehrmachtu jest już dawno przetrzebiona, a ostatnie mobilne rezerwy pan H. odesłał wcześniej na bezsensowną ofensywę w Ardenach. To co zostało, broni się rozpaczliwie, zwłaszcza, że służy tu wielu miejscowych, ale przy 10-krotnej przewadze Rosjan mogą się tylko cofać albo ginąć. W dodatku muszą zmagać z uciekinierami zapychającymi drogi - gauleiter Erich Koch (nazistowski kacyk na Prusy Wsch.) kategorycznie i pod karą śmierci zabronił ewakuacji ludności i zrobił z mieszkańców południowych Prus swoiste żywe tarcze nieświadome zagrożenia. Rosjanie logicznie skupiają całe siły na odcięciu Prus od Rzeszy koło Elbląga (idąć od strony Nidzicy) i na ataku na Królewiec od strony Insterburga (obecny Czerniachowsk). WiM znajdują się prawie całe w środku tych wielkich "kleszczy". I tu jest względny spokój. Pionierzy mają około tygodnia by minować czy wysadzać, brakuje im jednak ładunków wybuchowych i muszą je improwizować np. z bomb. Kruklanki z dużym mostem trudno przeoczyć, linia z Olecka, co prawda lokalna, ale na osi wschód-zachód i strategicznie przydatna. Jest prawdopodobne, że już w styczniu dochodzi do kolejnego częściowego wysadzenia mostu. Jednak nie ma co do tego żadnej pewności. Okolica miała znaczenie obronne, bo między dworcem a mostem wykopano rów przeciwczołgowy - jest on zaznaczony na mapce współczesnej powyżej podwójną przerywaną niebieską linią. Rów ten wykopano prawdopodobnie latem 1944 r. w ramach masowej akcji kopania rowów w całych Prusach przez HJ i miejscową ludność cywilną - rowy wykopane olbrzymim nakładem sił w większości nic nie dały, bo nikt ich nie bronił i były łatwe do obejścia. Pewne wydaje się zaminowanie mostu przez niemieckich saperów (pionierów). Co do wysadzenia - nie ma żadnej pewności ani co do daty ani co sprawców - brak twardych dowodów. Cytowana w paru miejscach teoria p. Jasińskiego o wysadzeniu przez mieszkańców (starych, nowych?) chcących zapobiec grabieży jest bardzo medialna i świetnie prezentuje się w popularnych przewodnikach lub w opowieściach przy piwie. I na tym kończą się jej zalety. Dalej jest brutalne zderzenie z ówczesną raczej przemilczaną rzeczywistością, po którym teoria ta nie ma racji bytu. Rosjanie byli w Kruklankach 23 lub 24 stycznia. Polscy osadnicy przybywali wczesnym latem na teren mocno spustoszony, najpierw przez Rosjan, palących co popadło, a tuż za nimi przez szabrowników węszących bogaty łup. Osadnicy na początku żyli w dużej niepewności i z trudem radzili sobie w obcym, poniemieckim terenie. Nic z tym terenem ich nie łączyło prócz aktualnego miejsca zamieszkania i nadziei na lepsze życie po wojnie na ziemiach "odzyskanych" jak im obiecała świeża władza. Rozboje ze strony pijanych żołdaków Krasnoj Armii były na porządku dziennym i barykadowanie się nie gwarantowało bezpieczeństwa. Wojenne znieczulenie na śmierć sprawiało, że liczne zabójstwa też nie robiły wrażenia. W takich warunkach trudno spodziewać się, że ktokolwiek miał zamiar wysadzać most w imię obrony przed czymkolwiek. Podobnie trudno spodziewać się takiego gestu po autochtonach, którzy pozostali mimo przejścia frontu. Byli oni zastraszeni nowymi porządkami, nawet jeżeli czuli się Mazurami a nie Niemcami, to nowi osadnicy ich nie odróżniali i chętnie wyganiali z gospodarstw by zamieszkać w lepszym budynku. Dla Rosjan, Mazurzy byli całkowicie nie do odróżnienia od Niemców "właściwych" więc Mazurki traktowano jako źródło darmowych uciech seksualnych. Również powstające polskie władze traktowały Mazurów schizofrenicznie: z jednej strony szukano polsko-brzmiących nazwisk i zachęcano do wyznania polskości (czyli podpisania się pod stosownym papierem) nawet osoby, które mimo nazwiska nie czuły absolutnie żadnego związku z Polską. Mazurzy byli w końcu kartą przetargową - chyba najważniejszym argumentem przemawiającym za polskością tej ziemi. Piastów tu nie było, dawniejsi mieszkańcy - Prusowie o zgrozo nie byli Słowianami. Z drugiej strony panowała słabo skrywana pogarda do autochtonów (Mazurów, Warmiaków) i to zarówno ze strony władz jak i nowych mieszkańców. Nie widziano w nich Polaków a raczej przefarbowanych Niemców. Nie zachowywali się jak napływowi, więcej pracowali, mniej pili i świętowali. Wreszcie nie byli katolikami i mieli żonatych pastorów. Traktowano ich więc jako "element niepewny". Zatrudniano na gorsze stanowiska, bez szansy na awans i za najmniejsze pieniądze. Dzieci w szkołach były wyzywane od szwabów (dzieci nie mają zahamowań). Nic dziwnego, że po odwilży w 1956 r. ruszyła fala podań o paszport i kolejne odmowy nie zniechęcały do ich składania (w PRL-u paszport należał do państwa i był przechowywany w stosownym urzędzie - wydawano go i zabierano wedle uważania władz, po powrocie z zagranicy paszport był obowiązkowo do zwrotu). I tak to władzy ludowej i nowym mieszkańcom udało się to, co nie udało się do końca Prusakom czy nazistom - przekonać Mazurów, że bliżej im mentalnie do Niemców niż do Polaków. Co za ironia losu ;). W 1970 r. Gierek dogadał z NRF (Niemiecka Republika Federalna - taki skrót wówczas nazywał Niemcy Zachodnie) - w zamian m.in. za kredyty pozwolono chętnym Mazurom bez biurokratycznych przeszkód wyjechać do Niemiec Zach. Oczywiście ziemię musieli oddać "na państwo". To właśnie z przymusowej formy ówczesnego wywłaszczenia wynikają aktualne próby odzyskania ziemi przez niektórych Mazurów lub ich spadkobierców. Niedawno medialnie odgrzano je w przypadku wsi Narty - nasi rodzimi narodowcy dostali tu wodę na młyn... Okoliczności i szczegóły ani mediów ani narodowców już nie obchodzą.

Wracając do bardziej kolejowej tematyki. Nowi mieszkańcy Mazur pochodzili w większości tuż zza byłej granicy Prus (Mazowsza, Podlasia, Suwalszczyzny) lub z kresów wschodnich przedwojennej Polski np. z Wileńszczyzny. Szukali obiecanego lepszego życia i awansu. W części go znajdywali. Jak ktoś wcześniej mieszkał w drewnianej chacie krytej strzechą, a teraz znalazł murowany dom kryty dachówką - to czuł awans. I nie obchodziło go skąd ta różnica. Bo i skąd tu wiedzieć, że pruska administracja zakazała krycia strzechą kilkadziesiąt lat wcześniej. Oczywiście ze względów czysto praktycznych - przeciwpożarowych. Brak kolei nie był wcale tak mocno odczuwalny jakby się mogło wydawać. Ci ludzie wywodzili się ze stron, gdzie kolei było tyle, co kot napłakał. Słyszeli o niej, ale, że często ich miejscowość była daleko od stacji - nie mieli okazji nawet raz przejechać się drogim dla nich pociągiem (moja babcia spod Bielska Podlaskiego miała okazję jechać pociągiem raz, może 2 razy w życiu, a jeszcze żyje). Dla tych z Kresów, powojenne przesiedlenie było tym bardziej pierwszą lub jedną z pierwszych podróży pociągiem. Jak takich ludzi mógł obchodzić most kolejowy w szczerym polu daleko od zabudowań, na linii, której torów ani pociągu nie widzieli? Mogli nawet nie wiedzieć dokąd te tory do niedawna prowadziły...
A torów w momencie ostatecznego wysadzenia nie było na pewno, bo inaczej w okolicy mostu walałyby się resztki podkładów czy nawet szyn, a nic takiego nie widać. Co prawda miejscowi mogli te kawałki pozbierać, ale nigdy nie jest tak, że śladów zupełnie brak. Coś lub ktoś ten most wysadził. Wojsko polskie? Taka akcja odbiłaby się szerokim echem w okolicy, wiele osób mówiłoby o tym jak o lokalnej sensacji. Ostatnio szanowny Hamburger zasugerował mi, że być może chodzi o przypadkowe uderzenie pioruna, który trafił w detonator lub druty do niego prowadzące. Ma to pewien sens, nawet biorąc pod uwagę, że most leży poniżej okolicznych wzgórz. Takie wydarzenie nie miałoby żadnych świadków, więc dobrze wpisuje się w tą informacyjną próżnię. No ale jak zwykle twardych dowodów brak. Pozostaje gdybanie z tych resztek co zostały:

Obrazek

Jak zwykle w porze bez liści widać najwięcej. Do dziś istnieje tylko 1 filar i łuk. Skrajny łuk po prawej też w zasadzie istnieje, ale po zniszczeniu filaru jest nadłamany. Na tym łuku zachowała się oryginalna podsypka w sporej ilości:

Obrazek

Poniżej nadłamanego łuku widać resztki następnego - złożone jak domek z kart. W przeciwnym kierunku widok jest równie ciekawy:

Obrazek

Czarne plamy to resztki bitumicznej izolacji. Chroniła ona beton mostu przed wsiąkaniem wody i rozsadzaniem przez mróz. Woda pod torem spływała do rur spustowych w środkach łuków. Tłuczeń coś słabo zarasta jak na te ponad 60 lat. Jezioro po lewej to wspomniana "Patelnia"

Obrazek
Obrazek

Latem jest niby ładniej, ale też o wiele mniej widać. Od tej strony jest zrobiona kolorowa litografia z czerwonym mostem i okopami na początku wątku. Samotny filar przyciąga wzrok:

Obrazek
Obrazek

O ironio jest to ten sam filar, który Prusacy wysadzili w sierpniu 1914 r. Stoi ale oczywiście w wersji z roku 1924. Pokruszony nawis ma w środku zaokrąglenie po dawnym owalnym otworze nad filarem...
Awatar użytkownika
KSICHU
Przyspieszony
Posty: 84
Rejestracja: 02 sty 2007, 21:39
Lokalizacja: Chojnice

Post autor: KSICHU »

Jak zwykle bardzo interesujący artykuł, szacunek :wink: Nie myślałeś kiedyś o tym, żebykiedyś zebrać je w całość i wydać ? Była by z tego niezmiernie ciekawa książka o historii kolei żelaznej... :wink:

Pozdrawiam z Pomorza

Krzysztof Werner
Dwa do przodu, trzy do tyłu...
Awatar użytkownika
krzysztoforek
Ekspres
Posty: 214
Rejestracja: 22 maja 2006, 14:04
Lokalizacja: Szczecin

Post autor: krzysztoforek »

GRATULACJE,BARDZO CIEKAWY ARTYKUŁ. :mrgreen: :mrgreen: :mrgreen: Pozdrawiam!!
Czytanie twoich postów to wielka przyjemność!!! :mrgreen:
Awatar użytkownika
Pitt35
Towarowy
Posty: 9
Rejestracja: 20 sty 2008, 15:57
Lokalizacja: Gdynia

Post autor: Pitt35 »

KSICHU pisze:Jak zwykle bardzo interesujący artykuł, szacunek :wink: Nie myślałeś kiedyś o tym, żebykiedyś zebrać je w całość i wydać ? Była by z tego niezmiernie ciekawa książka o historii kolei żelaznej... :wink:

Pozdrawiam z Pomorza

Krzysztof Werner
Co prawda to prawda. Posty kolegi lycka są tak dobre jak wino z najwyższej półki. Można się nimi delektować i czytać z wielką przyjemnością. Ja mam nadzieję że kiedyś autor tych poczytnych tekstów zbierze je razem i napisze książkę. :smile:
Awatar użytkownika
Rajmund
Osobowy
Posty: 52
Rejestracja: 11 wrz 2007, 22:48
Lokalizacja: Ruciane-Nida

Post autor: Rajmund »

Co do wysadzenia - nie ma żadnej pewności ani co do daty ani co sprawców - brak twardych dowodów. Cytowana w paru miejscach teoria p. Jasińskiego o wysadzeniu przez mieszkańców (starych, nowych?) chcących zapobiec grabieży jest bardzo medialna i świetnie prezentuje się w popularnych przewodnikach lub w opowieściach przy piwie. I na tym kończą się jej zalety. Dalej jest brutalne zderzenie z ówczesną raczej przemilczaną rzeczywistością, po którym teoria ta nie ma racji bytu. Rosjanie byli w Kruklankach 23 lub 24 stycznia. Polscy osadnicy przybywali wczesnym latem na teren mocno spustoszony, najpierw przez Rosjan, palących co popadło, a tuż za nimi przez szabrowników węszących bogaty łup. Osadnicy na początku żyli w dużej niepewności i z trudem radzili sobie w obcym, poniemieckim terenie. Nic z tym terenem ich nie łączyło prócz aktualnego miejsca zamieszkania i nadziei na lepsze życie po wojnie na ziemiach "odzyskanych" jak im obiecała świeża władza. Rozboje ze strony pijanych żołdaków Krasnoj Armii były na porządku dziennym i barykadowanie się nie gwarantowało bezpieczeństwa. Wojenne znieczulenie na śmierć sprawiało, że liczne zabójstwa też nie robiły wrażenia. W takich warunkach trudno spodziewać się, że ktokolwiek miał zamiar wysadzać most w imię obrony przed czymkolwiek.
Czytając ten post pokusiłbym się o wiarygodność pewnej rozmowy,jaką przeprowadziłem z człowiekiem,który jako jeden z pierwszych przybył w okolice Kruklanek tuż po wojnie.Otóż jego przedstawiona wersja nawet pasuje do powyższego cytatu.
Przyjechał jako młody chłopak wraz z rodziną ze wschodu aby osiedlić się w w wiosce nieopodal Kruklanek.Najął się do pracy przy wyrębie lasu,gdzie przepracował większość swego życia.Tuż po wojnie jednym z miejsc gdzie spotykali się ludzie była gospoda pod Żubrem.
Według jego relacji w tym czasie na pewno już nie było torów,mało tego,żadną tajemnicą było to iż tutejszy most kolejowy jest zaminowany.Wszyscy o tym wiedzieli.
Most jako taki już nie spełniał swojej roli,więc jego rozminowanie prawdopodobnie z braku specjalistycznej kadry (saperzy) odkładano w czasie.
Któregoś wieczoru we wspomnianej gospodzie podchmielonym "ułanom" wpadł do głowy pomysł żeby to rozminować po swojemu :twisted:
Ponoć eksplozja była tak silna że wyleciała duża część szyb w okolicznych domach.
Kiedy przytoczyłem temu Staruszkowi historię "zwalonego mostu" z kolorowych folderów,to się tylko uśmiechnął i powiedział żebym sobie to miedzy bajki włożył,prawda jest dużo bardziej prozaiczna.
Czy taki miał być bezsensowny finał pięknej budowli?
Dyinacz
Towarowy
Posty: 3
Rejestracja: 16 lut 2008, 16:47
Lokalizacja: Kruklanki/Szczecin

Post autor: Dyinacz »

Świetny artykuł. Jestem pod wrażeniem. Dla kruklanian Zwalony Most ma szczególne znaczenie, gdyż okolica jest wyjątkowo piękna. Małe jeziorko przy moście nazywane jest obecnie najczęściej Patelnią, choć dawniej mówiono o nim Zalew. Nigdy natomiast nie słyszałem aby ktoś używał nazwy Mała Kruklanka, która pojawia się na mapach.
Dzięki za świetny tekst.
Awatar użytkownika
lyck
InterCity
Posty: 340
Rejestracja: 15 paź 2004, 22:25
Lokalizacja: Warszawa

Post autor: lyck »

W przewodniku po Mazurach z 1927 r. znalazłem ciekawą wzmiankę o kruklańskim moście:

Obrazek

Po polsku:
...z powodu tej doliny konieczny był masywny, łukowy most z cegieł na linii kolejowej Kruklanki - Olecko. W 1922 r. pojawiły się na nim niebezpieczne rysy, które wymusiły budowę mostu betonowego. W międzyczasie miano go ukończyć.
A więc potwierdza się przypuszczenie, że ceglany most, mimo naprawy w 1915/16 roku, miał trwale naruszoną konstrukcję. Być może wpływ na powstanie rys miały też cięższe parowozy, które weszły do ruchu na początku lat 20-ych. W tym czasie to nie był odosobniony przypadek. Podobne wady pojawiły się na równie dużym moście linii Gołdap-Stołupiany (Stallupönen/Ebenrode/Niestierow) przekraczającym dolinę Błędzianki po obecnej rosyjskiej stronie granicy. Tam poradzono sobie w mniej radykalny sposób, ale to już temat do innego wątku.
ODPOWIEDZ