Żeby nikt mnie nie posądził o nieuzadnione uprzedzenie do osoby Piotra, chciałbym nieco rozwinąć ten wątek, a w zasadzie powielić to, co i tak już wiemy (lub, być może, nie):daniel pisze:Kazimierowski zwraca jednak uwagę, że samej linii turystycznej z Torunia do Brodnicy trudno byłoby się utrzymać. Dlatego na odnowioną trasę powinny wrócić regularne kursy najpierw do Brodnicy, a później być może przez Tamę Brodzką, Kurzętnik i Nowe Miasto Lubawskie do Iławy.
Zapadła już decyzja o rozbiórce linii Tama Brodzka - Iława. Plan przebudowy stacji Iława nie uwzględnia możliwości wjazdu od strony Tamy. W Nowym Mieście Lubawskim, jak podawano na tym forum, pruto dobry rok temu wszystko, co się da. Od Tamy w kierunku północnym nie ma już szyn. Po co więc mydlić ludziom oczy, snując (bądźmy realistami) mrzonki na temat rzeczy (w PL) niemożliwych? Kto poniesie ciężar kosztów ODBUDOWY (a nie ODNOWIENIA!) tej linii?
Ja też lubię marzyć. O ile jestem jeszcze w stanie uwierzyć, przy mocno optymistycznym wariancie, w sygnał Sr3 na semaforze wjazdowym do Brodnicy od strony Kowalewa, choć doskonale zdaję sobie sprawę, jakiej wielkości drzewa rosną na torze od Golubia po Brodnicę, to mówienie o jakimkolwiek pociągu między Tamą a Iławą jest tylko zagraniem "pod media", kompletnym science fiction w warunkach polskich. I nikt mi nie wmówi, że (np.) UE da na to kasę, bo - nawet jeśli - z pewnością nie da jej w 100%, a nikogo (samorządów, PLK, etc.) w czasach kryzysu nie będzie stać na dopłacanie do takiej zabawy.
Jestem jak najbardziej za wskrzeszaniem linii, po których nic nie jeździ. Pod warunkiem jednak, że ma to sens ekonomiczny, że jest po czym jeździć, że jest nadzieja na jakikolwiek popyt na pociągi w takim miejscu i że nie obciąży się tym społeczeństwa - czyli nas.
Bajki o parowozach zaś, Drogi Piotrze, opowiadaj swoim dzieciom. Albo zabierz je do Wolsztyna, póki cokolwiek pod parą da się tam jeszcze zobaczyć.